- Moim zdaniem - powiedziała Meredith - ulice w niebie wybrukowane są czekoladą.

Jeden z nich byÅ‚ mężczyznÄ… z ohydnÄ… diabelskÄ… maskÄ… miast twarzy i z ciaÅ‚em wygiÄ™tym w Å‚uk nad krzywymi nogami. Nietoperzowate skrzydÅ‚a, w jakie byÅ‚ wyposażony, nie speÅ‚niaÅ‚y żadnych praktycznych funkcji. ByÅ‚ on dobrym przykÅ‚adem Å›wiadczÄ…cym o tym, jak kapryÅ›na potrafi być moc Wardena. KradÅ‚ on bowiem, by tak rzec, naukÄ™, podsÅ‚uchujÄ…c lekcje, jakich miejscowy czarc udzielaÅ‚ swym czekom. Po czym próbowaÅ‚ eksperymentować samo – dzielnie i szÅ‚o mu to zupeÅ‚nie nieźle, aż pewnej nocy przyÅ›niÅ‚ ma siÄ™ potworny koszmar i...
Drugi odmieniec był długim, szarym, pozbawionym odnóży robakiem, z ludzkim torsem, na którego szczycie tkwiła łysa głowa. Długie na pięć metrów ciało błyszczało i zostawiało za sobą śluzowaty ślad. Nie chciał nam zdradzić, jak doszedł do obecnego wyglądu, ale przypadkiem odkryliśmy, że odżywiał się ziemia.
Trzeci byÅ‚ kobietÄ… o zaskakujÄ…co ludzkim wyglÄ…dzie, zdecydowanie nie czuÅ‚a siÄ™ najlepiej w naszym towarzystwie. RyÅ‚a drobna, bardzo atrakcyjna i miaÅ‚a na gÅ‚owie parÄ™ prawdziwie diabelskich rożków. RobiÅ‚a wrażenie wyczerpanej psychicznie i nerwowo. ObawiaÅ‚em siÄ™, że towarzystwo zÅ‚ożone z samych odmieÅ„ców nie wpÅ‚ywaÅ‚o najlepiej na jej samopoczucie. NazywaÅ‚a siÄ™ Emla Quoor. ZnajdowaÅ‚a siÄ™ wÅ›ród tÅ‚umu na tamtym placu i od tej pory – permanentnie przerażona – Niewiele mogliÅ›my jej pomóc, ale staraliÅ›my siÄ™ jÄ… pocieszyć twierdzÄ…c, że musi być bez wÄ…tpienia bardzo odważna i inteligentna, skoro udaÅ‚o jej siÄ™ dotrzeć caÅ‚o aż tutaj. WyglÄ…daÅ‚a rzeczywiÅ›cie, jak gdyby przeszÅ‚a przez prawdziwe piekÅ‚o i dlatego zrezygnowaliÅ›my z wyciÄ…gania od niej dalszych szczegółów. I tak uczyniÄ… to inni, o ile w ogóle ktoÅ› siÄ™ po nas zgÅ‚osi.
Nagle usłyszeliśmy grzmot piorunów.
– Cholera! – zaklÄ…Å‚ ktoÅ› z obecnych. – Nie uda siÄ™ przeżyć choćby trzech godzin bez zmokniÄ™cia. Lunęło ostro, a ponieważ zapowiadaÅ‚a siÄ™ dÅ‚uższa ulewa, wszyscy przenieÅ›liÅ›my siÄ™ pod osÅ‚onÄ™ drzew. Zmienny i silny wiatr nie pozostawiaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci – wkrótce wszyscy bÄ™dziemy przemoczeni.
Błyskawice przecinały powietrze wokół iglic, oświetlając co chwila cały teren i muszę przyznać, że ta nocna, burzowa sceneria zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Zerknąłem na niewielką polankę oświetloną przez moment jasną błyskawicą. Nie zobaczyłem nic. Po chwili zajaśniało ponownie. Tym razem ujrzałem kogoś lub coś na środku polany.
– Tam ktoÅ› jest! – zawoÅ‚aÅ‚em do pozostaÅ‚ych, wyciÄ…gajÄ…c jednoczeÅ›nie pistolet.
Wszyscy zaczęli nerwowo się wpatrywać w otwartą przestrzeń, jednak polanka była pusta. Zwrócili przeto wzrok na mnie, ale ja nie ustępowałem.
– Tak ktoÅ› byÅ‚ – zapewniaÅ‚em. – Nie miewam halucynacji.
Włączyłem zasilanie pistoletu na pełną moc.
Jeszcze jedna bÅ‚yskawica i znów pojawiÅ‚a siÄ™ ta sama postać – wysoka, szczupÅ‚a postać ludzka w dÅ‚ugiej, czarnej pelerynie z kapturem. Na pewno nie byÅ‚ to żoÅ‚nierz. ZauważyÅ‚ jÄ… również któryÅ› z moich towarzyszy. Po chwili już wszyscy patrzyli nerwowo na przybysza.
Postać stała tam najwyraźniej celowo, po to, by wszyscy mogli ją zobaczyć. Po chwili jednak powoli zbliżyła się do nas. Stanęła pośrodku i przyjrzała się nam po kolei. Zauważyłem jedynie twarz ludzką pod tym kapturem i praktycznie nic więcej.
– Na poÅ‚udniu jest burza – wreszcie odezwaÅ‚a siÄ™ któraÅ› z kobiet.
– Niszczyciel buduje – odpowiedziaÅ‚a nieznajoma osoba gÅ‚Ä™bokim, żeÅ„skim gÅ‚osem, po czym skinęła gÅ‚owiÄ… i spytaÅ‚a: – Czy to już wszyscy?
– My tutaj i tamta dziewczyna – odpowiedziaÅ‚ czÅ‚owiek – robak.
– Jestem Frienta – przedstawiÅ‚a siÄ™ nowo przybyÅ‚a. – Przykro mi bardzo, że musieliÅ›cie czekać, ale na drodze jest mnóstwo patroli i wolaÅ‚am poczekać na nadejÅ›cie burzy, która daÅ‚aby mi niejakÄ… osÅ‚onÄ™.