- Moim zdaniem - powiedziała Meredith - ulice w niebie wybrukowane są czekoladą.


18 grudnia – A ja uciekam w głąb siebie, w tajemne Królestwo, w którym jedynie sama
mogę się poruszać. – Dostałam krótki list od Ciebie, który ponownie mnie podniósł. Patrz,
Tadeuszu, trzymałeś mnie tu za rękę, a ja chciałam już tylko ulecieć.
Koniec roku to bardzo słaby kontakt z rzeczywistością. Jak ja w ogóle pracowałam?
24 grudnia – Ile można marzyć o nigdy nie spełnionej miłości? Całą wieczność swego życia.
Zatopić się w sen na jawie, że nadchodzi, i śnić.
25 grudnia – Te kolejne śmierci, ataki przeciwko sobie są obroną przed śmiercią samobójczą, śmiercią ostateczną.
1989 rok.
1 stycznia – Stany depresyjne męczą mnie ciągle, mniej więcej w tym samym czasie, jesienno – zimowym i wiosennym, cyklicznie. Rozpadam się, by się podnosić.
Tadeuszu, w śmierć nie powrócę, bo się urodziłam, lecz czy wróci psychoza?
13 stycznia – Jestem coraz bliżej śmierci, czuję to. Czas mój odlicza się przyspieszony (zapisywałam to podświadomie, w świadomości byłam przekonana, że nic się nie stanie, że nie uderzę w siebie).
W lutym 1989 skończyłam drugi tom „Pamiętnika”, moje serce było przeciążone napięciem,
jakim żyłam, porównywałam siebie do anioła śmierci, halucynowałam.
7 lutego – Przychodzi lęk, niezmienny, wkrada się jak złodziej do Mego Królestwa Cieni i
spokojnie mi się przygląda.
19 lutego – Czułam silną potrzebę zerwania wszelkich kontaktów z Ewą, nie wiedziałam,
jak jej to powiedzieć, nie potrafiłam się od niej uwolnić. Przysłała mi list, w którym ponownie
mi dopieprzyła.
24 lutego – Pisanie książek to czysta schizofrenia. Pisarz zaczyna żyć życiem swoich bohaterów i żyje w stanie permanentnego rozszczepienia jaźni, emocji, swego ja.
28 lutego – To krótkie życie wymyka mi się, ot tak sobie, powoli ze mnie uchodzi.
10 marca – Pierwsza hospitalizacja na ginekologii. Od razu uderzył mnie fakt ilości skrobanek, to mnie przerażało. Myślałam – morderczynie. – Dlaczego matki zabijają swoje nienarodzone dzieci? – Było to dla mnie piekło, chociaż sobie tego nie uświadamiałam. Za to w wierszach jest śmierć, zagrożenie, wina, kara. Halucynowałam, wszystko było jedną wielką
halucynacją i urojeniem. Wszystko ma logiczną ciągłość w życiorysie, tak jak w schizofrenii.
13 marca – Nowe kolejki zbrodni kobiet zabijających swoje dzieci – nagle śmierć przestała
mnie przerażać – w wierszach umieram na ginekologii, chociaż to ma dopiero nastąpić za
ponad rok.
24 marca – W szpitalu napisałam wiersz, że mnie wyskrobano. Ginekolodzy to doskonała
sprzeczność w jednej osobie – ratują i zabijają.
28 marca – Dostałam od Ciebie kartkę, zaprosiłeś mnie do uczestnictwa na obozie jako terapeutki, było to po wydrukowaniu moich wierszy w „Okolicach”. Ile wtedy przewidywałeś,
przeczuwałeś?
29 marca – Ginekolog jest katem, płatnym mordercą, morduje na zlecenie matki.
31 marca – Miałam wizję, że w lekarzu – szatanie chcę się schować jak w łonie matki.
15 kwietnia – Nie mam już wielkich szans na życie poza Królestwem, ale wewnątrz to otchłań pełna drobnych gwiazd i nieznanych galaktyk. – W nocy nawiedzał mnie ON – ZŁO
ABSOLUTNE.
Osaczały mnie halucynacje. W pracy byłam cały czas napięta i podminowana, jedynie w
kontakcie z pacjentem jeszcze się mobilizowałam. Ewa zaczęła wyczuwać, że powoli wyzwalam się z pod jej wpływu.
3 czerwca – Piszę „Kokainę”. Ta książka wychodzi ze mnie jak noworodek z łona matki.
6 czerwca – Śnię ukrzyżowanie.
10 czerwca – Widziałam atakującego mnie węża, spadającego na kark.
Skończyłam 30 lat.
Listy od Ewy ziały agresją.
27 czerwca – Kiedyś będzie trzeba zniszczyć dzienniki. Jakby płonęła cząstka mnie? Po co
więc zaistniały? By powstały dwie książki, których Istnienia biegu nie powstrzymam (dwie
księgi tak jak Biblia, a „Kokaina” to Apokalipsa).
5 lipca – Tak mi smutno, odliczam wieczny czas – Ponownie dostałam list od Ewy, miażdżący.
Napisałam jej, że na razie zawieszam naszą znajomość, że potrzebuję czasu, by przemyśleć
wiele spraw.
9 lipca – Ewa niszczy każdy związek uczuciowy. Zabija. Najpierw zdobywa, potem porzuca.
Mną jeszcze usiłuje manipulować.
W lipcu wróciła od Was Anka z obozu, wychwala mnie od Was za opowiadanie „Schizo
simplex”, to mnie podniosło.
16 sierpnia – Poznałam Kasię na obozie, gdzie byłam terapeutką. Opowiedziała mi swoje
życie, nie umiałam tego przyjąć do końca. Na obozie gwałtownie halucynowałam, widziałam
duchy pokutujące, które mnie osaczały. Byłam „nieskończonością światła albo ciemności”.
31 sierpnia – Kto walał we mnie tyle niepokoju, matka w życiu płodowym? – Patrz, Tadeuszu, byłam bliska rozwiązania. Bałam się odrzucenia, o Boże, teraz to dopiero odkryłam.
1 września – Przez rok przebyłam wielką wodę, Tadeuszu. Zanurzałam się w podświadomość.
Czy aby nie odchodzę zbyt daleko od świata realnego? – Halucynowałam mężczyznę w
masce i odcięte głowy ludzkie.
12 września – Ciągle żyję na pograniczu dwóch światów, kiedy pomagam innym zaistnieć i
kiedy sama odchodzę, halucynuję, rozpadam się. I powstaję.
16 września – Przyjechałam na drugi obóz, czułam się na nim źle, byłeś Ty, którego się
bałam, czułam niesamowity opór, by do Ciebie podejść, porozmawiać.
20 września – Na obozie odkryłam, że u mnie matka jest na miejscu ojca, a ja mam problemy z różnicowaniem płci u siebie.
21 września – Miałam sen, wszystko wylazło, gwałt, walka, chęć zniszczenia ojca alkoholika.
– Na spacerze nad morzem miałam wizję Chrystusa kroczącego przez morze. Uświadomiłam
sobie, że chcę powrócić do łona, ale do łona mężczyzny.
Po powrocie z obozu więcej halucynowałam, kontakt z drugim człowiekiem stawał się
udręką.
13 listopada – W halucynacjach ujrzałam diabła o szklanych oczach. Tak blisko już? Już
czas na mnie w psychozę? Jak żyć, kiedy ujrzało się diabła ? Czy to ostateczne ostrzeżenie? – osaczenie osiągnęło piekielne rozmiary. Halucynowałam przez cały czas, było to koszmarne, agonia, rozpacz, nicość, smutek.
5 grudnia – Śniłam, że umieram na moim oddziale, i tak by się stało, gdyby koleżanka nie
wywiozła mnie na reanimację. Był to bardzo przyjemny sen, tęskniłam za śmiercią.
11 grudnia – Miłość we mnie tkwi, daleka, obca, przybliżana, oddalana. Wzywam śmierć
na ratunek.
26 grudnia – Ile razy trzeba upaść, by podnieść się ostatecznie? (to moja droga krzyżowa)